Tłumacz czy "too much"?
Przy każdej parafii powstawały parafialne grupy przygotowań. Zaczynaliśmy od informacji na niedzielnych Mszach św. Zapraszaliśmy chętnych: młodzież i dorosłych do pomocy - wspomina ESM we Wrocławiu w 1995 r. Agniszka Bąk-Smyrnów.
2019-09-11
Nasza czytelniczka wysłała nam swoje wspomnienia związane z przygotowaniami do drugiego z wrocławskich spotkań organizowanych dorocznie przez braci z Taizé.
Wkrótce będziemy mogli doświadczyć podobnych wrażeń. Europejskie Spotkanie Młodych w stolicy Dolnego Śląska już w grudniu.
Zachęcamy do dzielenia się swoimi wspomnieniami ze spotkań europejskich w Polsce i nie tylko. Piszcie na wroclaw@gosc.pl. W tytule wiadomości wpiszcie "ESM".
"Latem 1995 r. po powrocie z tygodniowego pobytu w Taizé otrzymałam propozycję włączenia się w przygotowania do spotkania. Zamieszkałam z pochodzącą z Francji Miriam w bloku na Biskupinie, należącym do zaprzyjaźnionej ze Wspólnotą z Taizé Agaty, która oddała nam do dyspozycji swoje mieszkanie. Był to czas spotkań i świadectw niezwykłej gościnności mieszkańców Wrocławia, którzy w trakcie mroźnych dni na przełomie roku wynosili ciepłe ubrania na przystanki tramwajowe.
Przy każdej parafii powstawały parafialne grupy przygotowań. Zaczynaliśmy od informacji na niedzielnych Mszach Świętych. Zapraszaliśmy chętnych: młodzież i dorosłych do pomocy.
Doskonale pamiętam swoja pierwszą wizytę w parafii w Szewcach. Wysiadłam z autobusu po zmroku w nieznanym mi miejscu, trochę wystraszona, a na śniegu, jakby na powitanie leżała róża. Podniosłam ją i znalazłszy wejście do kościoła weszłam do środka, gdzie zastałam modląca się już grupę młodych. Chętnie później wracałam do tej małej, a bardzo zaangażowanej w życie parafii wspólnoty.
Jednego razu zostałam skierowana do parafii w Bielawie (tak mi się wydaje). Zazwyczaj mogliśmy przekazywać informacje w czasie ogłoszeń parafialnych a tym razem ksiądz wyznaczył czas po Ewangelii – całe 15-20 minut… Szybka modlitwa do Ducha Świętego i wypełniony po brzegi kościół już nie był straszny. Przecież o Taizé mogłam mówić długo.
Jedna z wizyt, która na mnie wywarła olbrzymie wrażenie miała miejsce w więzieniu w Wołowie, gdzie po Mszy św., w której uczestniczyła młodzież rozmawialiśmy z osadzonymi na temat nadziei. Powiedziałam wtedy więźniom, że po wyjściu na wolność mogą zacząć od nowa dzięki takim wspólnotom jak "Barka" pod Poznaniem. Jeden z więźniów poprosił mnie o jej adres nie da siebie ale dla syna, który również odsiadywał karę więzienia. Adres uzyskałam i przekazałam a po spotkaniu sama na rok do niej trafiłam jako pracownik - stażysta.
Dochodziło też i do zabawnych sytuacji. Pewien starszy ksiądz poprosił o tłumacza mówiąc „tłumacz” a rozmówca - jeden z braci - zrozumiał „too much”, że za dużo już tego wszystkiego.
Innym razem któryś z braci wsiadł do autokaru zagranicznego zamiast do PKSu, dziwiąc się luksusowemu wnętrzu. Pamiętam też jak Frank z Niemiec, obecnie jeden z braci, długo uczył się poprawnej wymowy „Dzierżoniów”. Ja sama po dziś dzień pamiętam słowa: „Zapraszamy na spotkanie do Wrocławia” w języku… węgierskim, którego nigdy wcześniej ani później nie używałam.
Czas przygotowań do spotkania jak i same spotkanie to były wielkie przeżycia, za które dziękuję Panu Bogu, Braciom i wszystkim, których mogłam wtedy spotkać.
Wspaniale, że po latach Europejskie Spotkanie Młodych znów może gościć we Wrocławiu!"