Skradzione serca
Marie-Christina Beckers i Mareike Eissing pochodzą z Niemiec. Podczas Europejskiego Spotkania Młodych były ugoszczone przez jedną z rodzin w parafii pw. NMP Różańcowej w Kiełczowie.
2020-01-08
Przed ESM we Wrocławiu bardzo się cieszyłam, ponieważ dwa ostatnie spotkania bardzo mi się podobały. Mówiono nam też, że z pewnością w Polsce będziemy przyjęci naprawdę serdecznie. W rzeczywistości, czas spędzony u rodziny goszczącej i w parafii był jeszcze piękniejszy niż myślałam. Tak wiele dla nas przygotowali. Nigdy nie zapomnę tego ciepła i serdeczności. Jestem pod wrażeniem niewiarygodnej gościnności - pisze w swoim wspomnieniu Marie.
Podkreśla, że czymś dla niej niezwykłym była ilość czasu poświęcona im przez gospodarzy, którzy mimo codziennych obowiązków wynikających m.in. z wychowywania czwórki dzieci, dbali o tymczasowych lokatorów z ogromną pieczołowitością.
- Na pewno to niesamowite wrażenie, które na mnie wywarli przywiozłam ze sobą do Niemiec. W tym krótkim ale intensywnym czasie rodzina goszcząca stała mi się bardzo droga. Podobnie jak cała parafia w Kiełczowie, która z ogromnym zaangażowaniem przygotowała dla nas najlepsze powitanie Nowego Roku, jakie kiedykolwiek przeżyłam - puentuje
Jej koleżanka, Mareike, wspomina, że przyjeżdżała do Polski pełna obaw. Stresowało ją to, że nie wiedziała gdzie będzie mieszkać i jak sobie poradzi z poruszaniem się w zupełnie obcym mieście. - To było moje pierwsze spotkanie Taize. Spodziewałam się zbiorowego noclegu w jakiejś szkole. Wszystko jednak ułożyło się zupełnie inaczej. Moja polska goszcząca rodzina okazała się cudowna już od samego momentu kiedy ja i Marie stanęłyśmy w progu ich domu. Sprawili, że czułyśmy się naprawdę jak w domu. Było tak wiele szczęścia, radości i wspólnego śmiechu, również z czwórką ich dzieci - opowiada. - Nie spodziewałam się również, że w tak krótkim czasie dowiem się tyle o polskiej kulturze i tradycjach.
Przyznaje też, że podczas ESM bardo mocno doświadczyła tego, że komunikacja między ludźmi to coś więcej niż tylko słowa: wspólne śpiewanie, taniec, wspólny śmiech. - Czas pobytu w Kiełczowie był dla mnie małym cudem i teraz czuję się mocno związana z tym miejscem i ludźmi, których tutaj spotkałam. Muszę przyznać, że z powodu historii często wstydzę się tego, że jestem Niemką. Fakt, że wszyscy byli dla nas tak życzliwi i opiekuńczy, naprawdę zrobił na mnie ogromne wrażenie. Dotknęło mnie bardzo to, jak łatwo jest zbudować mosty pokoju i wzajemnego zrozumienia między narodami. Jestem pewna, że już zawsze będę miała w sercu Wrocław i Kiełczów.