Wrocław nie jest kotem w worku

Brat Marek, pierwszy Polak we wspólnocie z Taizé, wspomina m.in. przygotowania do pierwszego Europejskiego Spotkania Młodych we Wrocławiu.

2019-09-11

Karol Białkowski: – Jak Brat przyjął decyzję wspólnoty, że po raz piąty spotkamy się na Europejskim Spotkaniu Młodych w Polsce i po raz trzeci we Wrocławiu?

Brat Marek: – Mam pewną trudność, bo jestem z Poznania. (śmiech) A poważnie, to cieszymy się wszyscy, również Poznaniacy i Łodzianie. Tych ostatnich wymieniam, bo abp Grzegorz Ryś także zapraszał braci, by ESM zorganizować w jego archidiecezji. Wrocławskie spotkanie odbędzie się już 42 raz. Cieszymy się, że wciąż są młodzi, którzy chcą się włączyć w tę pielgrzymkę. Być może przyjdzie również czas na Łódź.

Uczestniczył Brat w przygotowaniach do wszystkich dotychczasowych Europejskich Spotkań Młodzieży. Co się zmienia?

Brałem udział we wszystkich ESM, choć w tych pierwszych jeszcze nie jako organizator. Byłem młodym bratem, a tych się na początku trochę oszczędza. Ale już od trzeciego spotkania, które odbyło się w 1980 r. w Rzymie, miałem swoje zadania – przyjmowałem Polaków, opiekowałem się nimi. Przyjechała wtedy całkiem spora grupa z naszego kraju, ok. 600 osób, co na tamte czasy było czymś zupełnie wyjątkowym. Polacy, a zwłaszcza młodzi, nie mieli szans na wyjazdy, może poza grupami sportowymi lub oficjalnymi reprezentacjami PRL u naszych sąsiadów. Ci, którzy dotarli do Rzymu, mogli spotkać się nie tylko z młodzieżą z całej Europy, ale również z papieżem Janem Pawłem II. To było niezapomniane spotkanie. Drugim wyjątkowym dla mnie było pierwsze spotkanie wrocławskie w 1989 r.

Dlaczego w tak niespokojnym czasie trwającej już transformacji ustrojowej w naszym kraju zdecydowaliście, by ESM zorganizować w stolicy Dolnego Śląska?

W Europie czuło się, że coś się zmienia, że dotychczasowy podział kontynentu na dwie części nie może dalej trwać. Żelazna kurtyna zaczęła powoli pękać. Jednak kiedy zaczynaliśmy przygotowywać spotkanie we Wrocławiu, jeszcze nie mieliśmy pojęcia, że to nastąpi tak szybko. Myślę, że brat Roger (pierwszy przeor wspólnoty z Taizé – przyp. red.), który był człowiekiem wielkiej intuicji, przeczuwał, że coś ważnego dzieje się w Europie Środkowej, że ESM powinno się odbyć właśnie tam.

Okoliczności też chyba nie były zwyczajne...

Byliśmy wtedy w Rzymie. Brat Roger, jak co roku wiosną, spotykał się z papieżem i wtedy przyszła mu do głowy myśl, że dobrze byłoby spróbować zorganizować ESM w Polsce. Spotkaliśmy wtedy bp. Józefa Michalika, ówczesnego ordynariusza diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, który poradził, żeby szybko pójść do kard. Henryka Gulbinowicza, który też był w Rzymie, i zapytać go, czy nie udałoby się to we Wrocławiu. Bp Michalik powiedział, że u niego w diecezji nie ma takiej możliwości, bo zarówno Gorzów Wielkopolski, jak i Zielona Góra to za małe miasta. Skorzystaliśmy z rady i udaliśmy się do Instytutu Polskiego na rozmowę z kardynałem. Metropolita wrocławski wiedział, czym jest Taizé, bo w 1986 r. odwiedził nas w wiosce, przewodząc dużej grupie polskich biskupów, którzy na zaproszenie episkopatu Francji uczestniczyli w konferencji. Gdy więc zapytaliśmy, czy wyobraża sobie, aby spotkanie młodych odbyło się we Wrocławiu, odpowiedział ze swoim poczuciem humoru: „Tak, ale nie kupujcie kota w worku”. I poprosił nas, żebyśmy najpierw przyjechali i sami ocenili czy miasto spełnia wymogi organizacyjne. Później zaczęły się rozmowy z władzami miejskimi i wojewódzkimi. Trzeba pamiętać, że wszystkie osoby decyzyjne były wówczas związane z poprzednim systemem. Spotkaliśmy się jednak z otwartością i życzliwością. Być może oni też czuli powiew zmian.

Podejrzewam, że wszystkie kwestie organizacyjne były ogromnym wyzwaniem – transport, ograniczona komunikacja telefoniczna. Jakie jeszcze napotkaliście trudności?

Nawet jeść nie było za bardzo co. Pamiętam, że gdy przyjechaliśmy we wrześniu 1989 r., by rozpocząć bezpośrednie przygotowania, to jedliśmy tylko zupy jarzynowe, serki i... ciastka. Tak. Ciastka były zawsze w Polsce dobre. (śmiech) Organizacja też wyglądała trochę inaczej niż współcześnie. Dzięki ogromnemu wsparciu mieszkańców miasta udało się wszystko przeprowadzić jak należy.

Wrocławskie ESM było pierwszym po tej stronie żelaznej kurtyny, ale nie pierwszym w tej części Europy...

Wcześniej byliśmy też w Jugosławii, a w maju 1989 r. zorganizowaliśmy regionalne spotkanie w Peczu na Węgrzech. Przyjechało tam wielu Polaków – dwudziestoosobowe delegacje ze wszystkich diecezji. Akcja była zainicjowana przez Komisję ds. młodzieży Konferencji Episkopatu Polski. Pamiętam, że biskup Peczu prosił nas, byśmy zaprosili siostry zakonne, żeby Węgrzy mogli je poznać. W każdym autokarze było ich kilka. To właśnie na Węgrzech ogłosiliśmy, że gospodarzem kolejnego spotkania europejskiego będzie Wrocław. Zwykle robiliśmy to na Wielkanoc, ale w 1989 r. okazało się to niemożliwe, bo jeszcze byliśmy przed wspomnianą wizytą.

A jak to się stało, że zaledwie sześć lat dzieliło oba wrocławskie Europejskie Spotkania Młodych? Bardzo rzadko zdarzały się takie sytuacje, by jedno miasto gościło młodych dwukrotnie w tak krótkim czasie.

Pierwsze spotkanie wywołało lawinę. Polacy masowo zaczęli odwiedzać Taizé. To były tysiące osób. Zdarzały się tygodnie, że połowa, a nawet więcej uczestników to pielgrzymi z naszego kraju. Wiedzieliśmy, że powinniśmy towarzyszyć młodym ludziom z Polski w powrocie do ich własnych parafii, duszpasterstw. Nigdy bowiem nie chcieliśmy tworzyć żadnego ruchu, żadnej organizacji, żadnych struktur. Okazją do tego towarzyszenia było zorganizowanie kolejnego etapu pielgrzymki zaufania przez ziemię. Przygotowania trwają zawsze kilka miesięcy i są okazją, by dotrzeć do młodych ludzi w całej Polsce. Mieliśmy więc możliwość kontaktu z młodymi ludźmi w ich parafii, wspierając ich w tym, co robią u siebie, we własnych duszpasterskich kręgach.

Dlaczego więc kolejny raz wybraliście Wrocław, a nie jakieś inne miasto?

Na pewno mieliśmy przetarte ścieżki. Poza tym doświadczyliśmy tu ogromnej życzliwości i ona zapadła bardzo głęboko w pamięć wszystkich uczestników ESM w 1989 r. Wyrażała się nie tylko w otwarciu domów i mieszkań na młodych europejczyków. Poza tym Wrocław jest blisko granicy niemieckiej. To też się liczyło. Dojazd do Warszawy był wtedy bardzo trudną sprawą. Otworzyły się też wschodnie granice, co umożliwiało przyjazd uczestnikom z byłego ZSRR. Wrocław okazał się więc idealnym miejscem, żeby wszystkich zaprosić. Atutem była też Hala Ludowa (dziś Hala Stulecia – przyp. red.). Takich obiektów nie było w Polsce zbyt wiele.

Podobne motywacje towarzyszyły wyborom Warszawy na gospodarza w 1999 i Poznania w 2009 r.?

Począwszy od pierwszego spotkania europejskiego we Wrocławiu, Polacy bardzo chętnie uczestniczyli w ESM. To była zawsze najliczniejsza grupa narodowa. Przypomnę tylko, że do stolicy Dolnego Śląska przyjechało 16 czy 17 tys. osób. Niedługo potem w Pradze było nas aż 40 tys. W Budapeszcie – 35 tys., a w Wiedniu 67 tys., mimo że przeprowadziliśmy akcję, by powstrzymać zgłoszenia, bo nie byliśmy w stanie już więcej przyjąć; następnie Paryż – 50 tys. Potem te liczby się zmniejszyły, bo zmieniły się warunki w Polsce. Jednak przez lata 90. XX w. aż do 2010 r. było oczywiste, że musimy wracać do Polski. Tak było też w przypadku Warszawy i Poznania. Tak jest i teraz.

Poznańskie spotkanie było spełnieniem osobistego marzenia Brata, by ESM odbyło się w rodzinnym mieście?

Na pewno, choć były też względy praktyczne. To jedyne miasto, w którym znajdowały się wielkie hale wystawowe, w których można było wszystko zorganizować łatwiej i taniej. Na decyzję mieli jednak w tym wypadku wpływ sami młodzi. Tak się uaktywnili, że przez kilka lat prowadzili swoisty lobbing. Mieli poparcie abp. Stanisława Gądeckiego, metropolity poznańskiego, i prezydenta miasta. Swoją promocję prowadzili na różne sposoby – przyjeżdżali do Taizé m.in. na rowerach. Pamiętam taki rok, że przychodzili do brata Aloisa (przeor wspólnoty – przyp. red.) po każdej modlitwie wieczornej, przedstawiali się, że są z Poznania, i zapraszali. I w końcu im się udało.

Jakie warunki muszą być spełnione, by ESM we Wrocławiu było owocne?

Głównymi aktorami Europejskich Spotkań Młodych są właśnie młodzi. Organizują je młodzi dla młodych. Bardzo liczymy, że wrocławianie zaangażują się w przygotowanie gościny dla rówieśników z całej Europy. Tylko wtedy to ma sens.

Gość Niedzielny / Gość Wrocławski 17/2019

Aktualności

Sklep Gościa poleca

Najnowsze

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Wrocław

28.12.2019 - 1.01.2020