Taizé we Wrocławiu. To jest twoje spotkanie

O "Pielgrzymce Zaufania przez Ziemię" i codzienności na wzgórzu, przygodach z wieczkami od puszek i doświadczeniu Kościoła opowiada brat Wojtek, wrocławianin i członek wspólnoty z Taizé.

2019-09-18

Tamte ESM odbywały się w szczególnym kontekście – przez długie lata mieszkańcy Europy Wschodniej i Zachodniej mieli utrudniony kontakt ze sobą. W 1989 r. nagle stało się to łatwiejsze. Ludzi z Zachodu przyciągała do Wrocławia także zwykła ciekawość. Motywacje uczestników ESM zawsze zresztą bywają różne. Zdarza się, że ktoś planuje raczej, aby zwiedzić jakieś miasto, zobaczyć interesujące miejsca, tymczasem niespodzianie dla siebie przeżyje podczas ESM coś nieoczekiwanego, ważnego; doświadczy spotkania z Bogiem, Kościołem.

Przed laty spotkania europejskie wyglądały inaczej pod wieloma względami. W 1989 r. nie było w ogóle telefonów komórkowych, Internetu. Zgłoszenia na spotkania przychodziły do Taizé pocztą, faksem. W takiej ilości, że jeden z braci musiał wstawać w nocy i zmieniać rolkę papieru w faksie. Zapewnienie tysiącom ludzi jedzenia, miejsca do spania – to wszystko było wielkim wyzwaniem.

Polacy przed 30 laty wykazywali się gościnnością, ale i pomysłowością.

Tak, słowo „zorganizować coś” miało wtedy wszechstronne znaczenie. Kiedy na przykład pojawił się problem ogrzania we Wrocławiu wielkich namiotów (a na zewnątrz były 22 stopnie poniżej zera), znaleźli się życzliwi rolnicy, którzy nawieźli słomy – przywieźli ją traktorami z przyczepami. Czuliśmy, że to spotkanie nie jest przygotowane tylko przez nas, osoby, które w naturalny sposób mają swoje ograniczenia, ale że także Pan Bóg szykuje je wspólnie z nami.

We wspólnocie mamy brata Paolo z Wielkiej Brytanii, który przy okazji przygotowań do ESM we Wrocławiu nauczył się znakomicie języka polskiego. Krążą legendy, że tak dobrze się go nauczył, że zaczął znajdować błędy w kolejnych wydaniach Biblii Tysiąclecia i prowadził na ten temat korespondencję z wydawnictwem Pallottinum. Podobno niektóre jego uwagi zostały uwzględnione. Między innymi on organizował jedzenie podczas pierwszego spotkania we Wrocławiu. Wtedy na różne rzeczy trzeba było mieć pozwolenia. W naszych archiwach znajdujemy na przykład podania z prośbami o zgodę na zakup paliwa. To był inny świat.

Pojawił się wtedy między innymi problem z puszkami – nie było jeszcze w Polsce takich, które można było łatwo otworzyć bez otwieracza. Bracia znaleźli we Francji firmę, która była dostawcą otwieranych wieczek do puszek. Tir z wieczkami wyjechał, ale długo nie docierał na miejsce. Nie było telefonów komórkowych, nie wiadomo było, co się z nim dzieje. Dotarł do Wrocławia w ostatniej niemal chwili przed spotkaniem. Okazało się, że utknął gdzieś w korkach na granicy.

Co sprawiło, że ESM odbędzie się znów we Wrocławiu?

O tym, gdzie odbędzie się każde następne spotkanie, decyduje przeor naszej wspólnoty, br. Alois. Sądzę, że jednym z czynników branych pod uwagę jest zainteresowanie spotkaniem w danym mieście. Z Wrocławia już od kilku lat docierały do naszej wspólnoty zaproszenia – ze strony wrocławskiego arcybiskupa, Rady Miasta, która głosowała w tej sprawie, prezydenta Wrocławia, przewodniczącego wrocławskiego oddziału Polskiej Rady Ekumenicznej, bp. Bogusza. Ważna jest także obecność w danym miejscu młodych, którzy chcieliby przygotować takie spotkanie. Ma na pewno swoje znaczenie infrastruktura sprzyjająca ESM – choć muszę powiedzieć, że we Wrocławiu dziś wcale nie jest prościej przygotować takie spotkanie dziś niż kiedyś. Tak naprawdę nie mamy więcej dużych zadaszonych obiektów niż w latach 80. czy 90.

Bywały ESM, na które przyjeżdżało kilkadziesiąt tysięcy osób (w Rzymie 30 tys., w Pradze 20 tys.). W ostatnich spotkaniach uczestniczy zwykle kilkanaście tysięcy, przy czym Polacy od lat są najliczniej reprezentowaną grupą na ESM. Pytanie, czy przyjadą także „do siebie”, do Wrocławia?

Codzienność braci ze wspólnoty z Taizé to nie tylko spotkania europejskie. Jak wygląda wasz zwykły, powszedni dzień?

W przypadku każdego brata nieco inaczej. Łączą nas wspólne modlitwy w kościele, a także… obiad. To ważna chwila dla naszej wspólnoty. Jesteśmy razem przy stole, praktycznie codziennie zapraszamy też na obiad gości. Pierwsza część posiłku jest w ciszy, przy muzyce klasycznej. Potem jest czas na rozmowę. Nawet, gdy mamy bardzo wiele obowiązków, dbamy o to, by obiad był okazją do wytchnienia, po prostu pobycia ze sobą.

Utrzymujemy się z pracy własnych rąk. Bracia na co dzień pracują w różnych warsztatach – garncarskim, emalierskim. Zajmują się młodymi ludźmi, którzy tu przyjeżdżają. Wiele zajęć wiąże się z przyjmowaniem gości. Są bracia odpowiedzialni za przygotowanie liturgii, za kościół, za przyjęcie pielgrzymów, za kwestie logistyczne, administracyjne. Pomagają nam wolontariusze, których latem jest czasem nawet kilkuset. Niektórzy zostają na miesiąc, inni na 3 miesiące, jeszcze inni – zwykle ok. czterdziestu – na rok. Dla wielu jest to czas podejmowania ważnych życiowych decyzji, szukania swojej drogi, wsłuchiwania się w głos Boga. Towarzyszymy im.

Wszystkich braci jest około 100. Część z nas żyje we fraterniach – tzn. w małych wspólnotach zlokalizowanych na różnych kontynentach, pośród najuboższych. W trakcie przygotowania do ślubów wieczystych bracia studiują, zarówno we wspólnocie, jak i na Katolickim Uniwersytecie w Lyonie – metodą korespondencyjną, przez Internet. Polskich braci jest czterech: br. Marek, br. Krzysztof, który od 20 lat żyje w naszym domu w Brazylii, brat Maciej i ja.

Czy wszyscy jesteście poliglotami?

Nie… Choć na pewno znajomość różnych języków w miejscu takim, jak to, jest bardzo przydatna. Mieszkamy we Francji, więc porozumiewamy się po francusku. Posługujemy się także angielskim – jako uniwersalnym językiem komunikacji. Bracia odpowiedzialni za przyjmowanie pielgrzymów z konkretnego kraju, uczą się często także ich języka.

Wspólnota przypomina zakon, ale nie jest nim w ścisłym znaczeniu tego słowa.

Nasza wspólnota wpisuje się w tradycję życia monastycznego. Składamy śluby na całe życie– włączając w nie trzy tradycyjne śluby zakonne. Br. Roger chciał, by bracia byli znakiem jedności, zaczynem komunii – w Kościele, w świecie naznaczonym podziałami. Staramy się budować taką jedność w różnorodności między sobą, a także odkrywamy ją pośród ludzi przyjeżdżających tu z wszystkich stron świata, pochodzących z różnych tradycji chrześcijańskich, będących na różnym etapie drogi wiary. Możemy się nawzajem słuchać, dzielić tym co w naszym życiu jest istotne. Cenne jest i to, że spotykają się ze sobą młodzi bardzo mocno związani ze wspólnotą Kościoła, głęboko wierzący, z tymi, którzy być może są dopiero na początku tej drogi.

Dla wielu z nich modlitwa trzy razy dziennie jest czymś zupełnie nowym. Niesamowite jest jednak, jak często „wchodzą w nią” bardzo głęboko. Wielu młodych zostaje w kościele po zakończonej wspólnej modlitwie, modli się w ciszy, indywidualnie. W wakacje przyjeżdża tu od 2 do 4-5 tysięcy młodych ludzi. Zazwyczaj najwięcej jest ich na początku sierpnia. Tego lata co tydzień odwiedzały nas grupy młodych z Wrocławia. Czasem w Taizé jednocześnie jest nawet 70 różnych narodowości. Gościnność też wpisana jest w tradycję monastyczną.

Młodzi przyjeżdżają tu nie tylko w wakacje.

Tylko przez dwa tygodnie w roku nie przyjmujemy gości – w czasie Europejskich Spotkań Młodych. Poza tym do Taizé nieustannie przyjeżdżają młodzi – choć na pewno jest ich trochę mniej gdzieś od połowy listopada do końca stycznia. W ciągu roku planujemy różne spotkania tematyczne; jeden tydzień rezerwujemy dla młodych od 18 do 35 lat. Są wtedy zaproszeni specjalni goście prowadzący warsztaty. Mamy też programy skierowane do rodzin, a od Wielkanocy do Wszystkich Świętych jest program specjalny dla osób powyżej 30 lat.

Wiele osób mówi o doświadczeniu wspólnoty, cieple, serdeczności, poczuciu „bycia przyjętym” w Taizé, o tym że każdy czuje się tu „równy”. Na to wszystko składa się pewnie wiele czynników. Nie bez znaczenia jest doświadczenie piękna. Sam wystrój kościoła ostatnio został nieco odświeżony. Obok pomarańczowych, złotych barw pojawiły się błękit, zieleń; świeczki utworzyły z przodu pionową migocącą ścianę. Cały czas ważną rolę pełni światło, ikony, oczywiście śpiew i cisza.

Na wzgórzu są też siostry.

Wspólnota Taizé to wspólnota braci, ale pomagają nam siostry z trzech zgromadzeń zakonnych. Pierwsze to mieszkające w sąsiedniej wiosce siostry św. Andrzeja, katolickie zgromadzenie z Belgii o ponad 700-letniej tradycji, związane z duchowością ignacjańską (w Taizé od ponad 50 lat). Od 25 lat są też z nami polskie urszulanki szare. Siostry podejmują odpowiedzialności między innymi związane z zapisami, z przyjmowaniem dziewcząt przyjeżdżających jako wolontariuszki na dłużej. Siostry spotykają się z nimi, towarzyszą im – także osobom spędzającym tydzień w ciszy. Od niedawna jedna z sióstr, reprezentująca jeszcze inną wspólnotę zakonną, pomaga w punkcie pierwszej pomocy.

Jak budujecie jako bracia wspólnotę będąc osobami różnych wyznań?

Pochodzimy z różnych tradycji chrześcijańskich, ale łączy nas wspólna wiara. To, co najistotniejsze, jest wspólne: Chrystus, Ewangelia. Wszyscy bracia wyznają wiarę w rzeczywistą obecność Jezusa w Eucharystii (Najświętszy Sakrament jest cały czas obecny zarówno w dużym kościele jak i w starym romańskim kościółku). Wspólnota jako całość uznaje autorytet i prymat biskupa Rzymu, i jego szczególną rolę w posłudze jedności w Kościele. Br. Roger od czasów pontyfikatu Jana XXIII co roku spotykał się z kolejnymi papieżami na prywatnych audiencjach. Br. Alois, obecny przeor wspólnoty, następca br. Rogera kontynuuje tę tradycję. Co roku spotykał się z papieżem Benedyktem, a teraz z Franciszkiem na prywatnych spotkaniach. Ta więź głębokiej komunii jest wciąż żywa.

Nie toczymy w naszej wspólnocie debat teologicznych, ale wspólnie żyjemy, spotykamy się na modlitwie. W dzisiejszym świecie wiele osób skupia się na tym, co nas odróżnia, dzieli. Tutaj, w Taizé, z zadziwieniem i radością odkrywamy to, co nas łączy, odkrywamy radość z bycia razem. A to, co jest elementem różnorodności, nie musi być źródłem podziałów, może być także bogactwem, które każdy wnosi i z którego możemy czerpać. W tym kontekście wspólnie odkrywamy katolickość, czyli powszechność Kościoła. Nie toczymy debat teologicznych, ale po prostu razem żyjemy.

Jeśli chodzi o budowanie wspólnoty, to na pewno zawsze jest to jakieś wyzwanie – choćby ze względu na różne narodowości, kultury, różnice wieku. Jeden z braci ma prawie 100 lat, z kolei inni są 20-latkami. Dbamy o bliskie więzi. Wszyscy sobie mówią na „ty”. Każdy ma jakieś odpowiedzialności – także starsi bracia. Nie ma u nas czegoś takiego, jak emerytura. Bracia są aktywni do tego momentu, kiedy mogą.

Jak to się stało, że brat się zdecydował związać swoje życie właśnie z tą wspólnotą?

Pierwszy raz miałem kontakt z Taizé w roku 1989, później także w 1995 r., w związku z ESM we Wrocławiu. W 1996 r. po raz pierwszy przyjechałem do Taizé we Francji latem, na tydzień. To było dla mnie ważne doświadczenie – poznawanie Kościoła, osobiste spotkanie z Chrystusem. Czułem, że w tym miejscu jest jeszcze wiele do odkrycia. Miałem motywację, by wracać. Co roku w czasie studiów (kończyłem elektronikę i telekomunikację na Politechnice we Wrocławiu) przyjeżdżałem tu, żeby nabrać energii na dalszy rok. Gdy kończyłem studia, zdecydowałem że przyjadę na rok. W piątek zdawałem egzamin magisterski, a w niedzielę przyjechałem do Taizé. I tak jestem do tej pory.

Tłumaczył Brat polskim pielgrzymom, że w Taizé nie ma wiele do zwiedzania, ale wiele do przeżycia.

Dlatego trzeba mieć czas, by się zatrzymać, spotkać z drugim człowiekiem, aby coś przeżyć, pomodlić się. Czasem odłożenie telefonu komórkowego, rezygnacja z Internetu, pozwala odkryć piękno bezpośrednich ludzkich relacji. Szczególnym doświadczeniem jest tu na pewno liturgia światła w sobotni wieczór. Każdy przy wejściu otrzymuje świeczkę. Światło Chrystusa Zmartwychwstałego w pewnym momencie rozświetla każdy zakątek kościoła. W każdy piątek wieczorem odbywa się modlitwa wokół krzyża – młodzi ludzie mogą modlić się dotykając czołem drzewa ikony krzyża. To dla wielu szczególna chwila. Z kolei w czwartek, zazwyczaj po modlitwie wieczornej w kościele odbywa się spotkanie z br. Aloisem – tłumaczone na wiele języków. Pod koniec tego spotkania dzieci rozdają kwiaty reprezentantom różnych krajów.

Taizé, jako miejsce, jest jednak również bardzo ciekawe.

Myślę, że tak. Kościół Pojednania, nawiązujący pod wieloma względami do tradycji prawosławnej, witraże ze scenami z Ewangelii, park ze źródełkiem św. Szczepana  i Drogą Ewangelii – przez którą prowadzą wykonane z użyciem kory drzew stacje autorstwa br. Denisa (architekta, który zaprojektował również kościół). Warto zajrzeć do romańskiego kościółka, przy którym znajduje się grób br. Rogera, zatrzymać się przy kapliczce Matki Bożej Częstochowskiej. Charakterystycznym miejscem jest Oyak – przy którym wieczorami młodzi się spotykają, bawią, śpiewają, tańczą, Wanagi Tacanku – miejsce różnych spotkań tematycznych, wydarzeń artystycznych.

Młodzi modlą się, spotykają na wzgórzu Taizé, ale także pracują – gotują, sprzątają, przygotowują kościół. Dzięki temu mogą wziąć odpowiedzialność za to miejsce, traktować je jak swoje.

Warto również zaangażować się w ESM – choćby w swojej parafii czy otwierając drzwi swojego domu. To jest „nasze”, „twoje” spotkanie.

Aktualności

Sklep Gościa poleca

Najnowsze

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 19.04.2024

Wrocław

28.12.2019 - 1.01.2020