ESM Wrocław 2019. Małe ogniska pokoju i miłości
O małych, "prowizorycznych" wspólnotach opowiadał brat Leo ze wspólnoty z Taizé podczas warsztatowego spotkania na Ostrowie Tumskim. Swoim doświadczeniem życia w takiej wspólnocie dzieliły się Marina z Ukrainy i Teresa z Niemiec.
2019-12-29
Bracia z Taizé od około 5 lat proponują młodym możliwość spędzenia miesiąca w 3-4-osobowej małej wspólnocie w którymś z krajów Europy lub innych kontynentów.
– Obecnie jest już 80 takich wspólnot. – wyjaśniał brat Leo. – Na czym to polega? 3-4 osoby, które wcześniej się nie znały, przez około miesiąc włączają się w życie lokalnej wspólnoty chrześcijańskiej – mieszkając na przykład przy parafii, klasztorze, goszczeni przez mieszkańców. Przychodzą jako pielgrzymi, w pokorze, bez jakichś „wielkich” środków, w prostocie.
Taka mała wspólnota ma cztery filary: Pierwszym jest wspólne życie. Tworzące ją osoby mieszkają razem, wspólnie jedząc, pracując. Kolejny filar to wspólna modlitwa Rano może mieć prostą formę – odbywać się w pokoju, trwać niedługo. Południowa i wieczorna modlitwa może być dłuższa, w miejscowej kaplicy czy kościele; można zaprosić na nią także inne osoby.
– Chodzi o przestrzeń, do której każdy poczuje się zaproszony – tłumaczył brat. – Jednak nie mamy na celu „ściągnięcie” jak największej ilości osób, dotarcie do tysięcy ludzi. Trzeba zapomnieć o byciu „bardzo użytecznym”, robiącym wiele bardzo ważnych rzeczy…
Trzeci element to wejście, „wcielenie”, w lokalną rzeczywistość – taką, jaka jest; nie zamykanie się w tylko w swoim gronie. Czwartym filarem jest podjęcie konkretnych gestów solidarności – na przykład wobec dzieci, osób starszych, chorych, bezdomnych, wobec uchodźców. Chodzi głównie o obecność przy nich.
– To jest kwestia bycia pielgrzymem, sprawa gościnności, dawania i otrzymywania, przyjęcia i odwiedzania – mówi brat Leo, zaznaczając że włączenie się w taką wspólnotę to zawsze niespodzianka – bycie z ludźmi, których się nie zna, w nieznanym sobie miejscu. – Trzeba być elastycznym i otwartym na nieprzewidywalne.
Marina z Ukrainy włączyła się na takich zasadach we wspólnotę działającą w Brukseli, która prowadzi restaurację socjalną, gdzie osoby ubogie otrzymują posiłek za bardzo małą opłatą (która jednak, jak wyjaśnia, daje im poczucie godności, bycia klientem restauracji). Ta wspólnota otrzymała również od franciszkanów budynek dawnego klasztoru. Jest on obecnie przeznaczony dla ubogich czy bezdomnych mężczyzn w wieku 55 +. – Mieszkaliśmy razem z nimi, towarzyszyliśmy im, pomagaliśmy w restauracji – mówi. – Trzy razy dziennie gromadziliśmy się na modlitwie, przy czym południowa odbywała się w kaplicy przy restauracji i była otwarta dla wszystkich.
Teresa z Niemiec mieszkała z kolei w ubiegłym roku przez miesiąc we… Wrocławiu. Tworzyła małą wspólnotę razem z Cristą ze Stanów Zjednoczonych i Hannah z Nowej Zelandii. Ta pierwsza była już osobą pracującą, Hannah podróżowała, a Teresa studiowała. – Każda z nas była na innym etapie życia, a wspaniale się dogadywałyśmy – opowiada.
Dziewczyny pomagały siostrom elżbietankom m.in. w przygotowywaniu kanapek w jadłodajni dla bezdomnych. Odwiedzały parafie, wspólnoty, duszpasterstwa włączając się w modlitwę, opowiadając (także w szkołach) o Taizé, zapraszały na modlitwę, jaka organizowały w jednym z wrocławskich kościołów. – Odkryłam, jak bogata może być komunikacja z drugim człowiekiem nawet bez słów – wspominała Teresa chwile pośród bezdomnych.
Jeśli ktoś jest zainteresowany zamieszkaniem w małej wspólnocie (dotyczy to zasadniczo osób między