Oddała swój pensjonat pielgrzymom Taize
Irena Berko nie mieszka we Wrocławiu tylko w Mirkowie, co nie przeszkodziło jej przyjąć sporej grupy pielgrzymów Taize. Kobieta zgłosiła w swojej parafii chęć ugoszczenia aż 20 młodych ludzi, ale ostatecznie pod jej dach trafiło „tylko” piętnaście osób.
2020-01-01
Można powiedzieć, że "Zajazd u Ireny" w Mirkowie na ostatnie dni kalendarzowego roku 2019 zmienił nazwę na "Zajad Taize". Jego właścicielka bowiem postanowiła na miarę swoich naprawdę sporych możliwości przenocować młodych pielgrzymów w ramach 42. Europejskiego Spotkania Taize. Okazuje się, że nie jest to dla hojnej mieszkanki Mirkowa nowość.
- Prowadzę pensjonat i zawsze, kiedy tylko mam okazję, udostępniam pokoje pielgrzymom. Podczas Dni w Diecezji w ramach Światowych Dni Młodzieży w 2016 roku opiekowałam się 25 kapłanami i klerykami hiszpańskimi z Madrytu. Tym razem też poszłam do swojego proboszcza z parafii pw. św. Brata Alberta i powiedziałam, że daję pielgrzymom pensjonat - mówi specjalnie dla "Gościa Niedzielnego" p. Irena.
Do dzisiaj słyszy jutrznię, którą hiszpańscy kapłani i klerycy śpiewali trzy lata temu na jej tarasie, a która niosła się echem po miejscowości. - Miałam wtedy łzy w oczach, tak piękny to był śpiew. Piękne przeżycie - przyznaje mieszkanka Mirkowa.
W czasie Taize we Wrocławiu oddała swój pensjonat grupie ze Słowacji, Niemiec i Polski. Wśród nich jest siostra zakonna, ksiądz, ministranci i klerycy. Nie da się ukryć, że po ludzku gospodyni ponosi stratę finansową, jej biznes musi przecież na kilka dni wyhamować, ale właścicielka „Zajazdu u Ireny” kompletnie inaczej na to patrzy.
- Po pierwsze, jestem osobą realnie wierzącą, wraz z rodziną należę do wspólnoty Mamre, a w jej charyzmacie zawiera się gościnność. Po drugie, chrześcijanin powinien pomagać potrzebującym, a skoro ja mam takie warunki, to z wielką radością otwieram swój dom i nie rozpatruję tego w kategoriach zysku czy straty. Pielgrzymów pod dachem traktuje jak dar Boży i cieszę się, że mogę podzielić się tym, co de facto otrzymałam od samego Boga, który mi błogosławi - tłumaczy Irena Berko.
Jak podkreśla, nigdy nie miała obaw dotyczących otwierania drzwi przed pielgrzymami. - Dużo większe ryzyko jest, gdy na co dzień przyjmuje ludzi. Przecież wiem, że młodzież z ŚDM-ów czy Taize, nie przyjeżdża na spotkania, by chuliganić, ale jednak spotkać się w duchu Bożym. I to się czuję, a jato widzępo ich zachowaniu w pensjonacie. Grzeczni, spokojni, poukładani - opisuje p. Irena.
Przyjęcie pod swój dach pielgrzymów sprawia jej autentyczną radość. W osobie pani Ireny spełnia się międzynarodowa opinia o polskiej gościnności.